Petersburg ze smakiem.


Wenecja Północy, Paradyzm, Okno na Europę to nieoficjalne nazwy miasta, które przez ponad 200 lat było stolicą Rosji. Mowa o położonym nad Zatoką Fińska Petersburgu, znanym też w historii jako Leningrad czy Piotrogród.

Swoje istnienie miasto zawdzięcza carowi Piotrowi I z dynastii Romanowów. Zapragnął on wybudować nowe miejsce, które miało świadczyć o potędze jego państwa. Prace budowalne zaczęto na Wyspie Zajęczej ( miasto posiada ok 40 wysp, stąd nazwa Wenecja Północy), gdzie jako pierwsza stanęła Twierdza Pietropawłowska. Ten moment uznano za początek istnienia Petersburga (1703 r.). Obecnie miasto zostało uznane za jedno z najatrakcyjniejszych turystycznych miast świata. Obowiązkowe do zobaczenia są Sobór Zmartwychwstania Pańskiego, św. Izaaka, Kazański, Twierdza Pietropawłowska, Ermitaż czy Pałac Zimowy. Ale warto poznać to miasto również od kuchni.

 Twierdza Pietropawłowska – Sobór Świętego Piotra i Pawła

Tradycyjne potrawy rosyjskie to dla mnie  punkt obowiązkowy w planie zwiedzania miasta. I nie chodzi tu o obecność w luksusowych lokalach a wręcz przeciwnie, starałam się wyszukać lokale znane i lubiane tubylcom.  Na pierwszy ogień poszły tradycyjne pielmieni. Okazało się, że prym wiodą tutaj sieciówki. Z pewnym dystansem podeszłam do tej informacji, obawiając się, że nie spełni ona moich oczekiwań. Wybrałam lokal Pelmenija, w niedalekiej odległości od Twierdzy Pietropawłowskiej, przy Kronwerskskij Prospekt. Było już pod wieczór ale na szczęście znalazły się wolne miejsca. Lokal o specyficznym wystroju- jak dla mnie surowym, ale dość przytulny. Pani z obsługi szybko podeszła, prosiłam o kartę w języku angielskim i rozpoczęły się poszukiwania smaków. I tu pojawił się problem – jak wybrać coś, czego się nie zna? Obsługa przyszła z pomocą. W pierwszej kolejności – chyba z racji pory dnia i roku, zaproponowano herbatę. ( Miasto to odwiedzałam zimą, na szczęście natrafiłam na dość jej łagodny przebieg). Poprosiłam również o podpowiedź, które z bogatej karty polecają jako typowo rosyjskie. Padło na tradycyjne mięsne pielmieni gotowane w rosole z dodatkiem gęstej śmietany. Potrawa dość szybko została podana i równie szybko została skonsumowana! Przepyszne ! Jedyna wada – za mało! Kwota za taką potrawę to około 300 rubli, czyli w granicach 20 złotych. Cena średnia.

Na drugi plan poszły bliny, czyli drożdżowe naleśniki. Mogą być wykonywane z różnego rodzaju mąk. Podawane są w różnorodny sposób z farszem mięsnym, rybnym, ze śmietaną czy na słodko. Po zwiedzeniu Soboru Zmartwychwstania Pańskiego (tzw. Cerkiew na Krwi) rozpoczęłam poszukiwania miejsca, w którym będą podawane typowo rosyjskie bliny.

Korzystając z zasady „koniec języka za przewodnika” trafiłam na ulicę Gagarina. Tam w małym lokalu, który ciężko byłoby nazwać restauracją, zaproponowano mi posiłek. Sam lokal, dość trudny do odnalezienia, znajduje się w budynku mieszkalnym, w podpiwniczeniu. Wystrój wnętrza ewidentnie zatrzymał się w latach 80 – tych. Ściany wyłożone boazerią, porozwieszane stare, przypadkowe obrazki a stoły pokryte obrusami. Sam wystrój nie zachęcał do konsumpcji ale skoro rdzenni mieszkańcy polecali, to trzeba było spróbować. Zamówiłam dwa rodzaje: z mięsem i kapustą a do ego bulion do picia. Po krótkim czasie pani z obsługi, ubrana w charakterystyczny fartuch w kratę (typowy dla gospodyń domowych) przyniosła zamówienie. Bliny bardziej przypominały nasze krokiety naleśnikowe niż ciasto drożdżowe.

Nie zbudziły we mnie zachwytu, chyba się spodziewałam czegoś innego, były jednak smaczne. Ze zdziwieniem przyjęłam  również bulion, który swoim kolorem bardziej przypominał chińską herbatę niż rosołek. Jednak smak zaskoczył mnie i to bardzo. Przepyszny, z wyczuwalnym smakiem mięsa i warzyw, dobrze doprawiony, po prostu smaczny. Ogólnie posiłek był dobry, ale nie zachwycający. Cena była adekwatna do potrawy –  ok. 200 rubli czyli w granicach 13 złotych.

Przy Newskim Prospekcie – głównej ulicy Petersburga – znajduje się restauracja Eurasia, słynąca przede wszystkim z różnych odmian sushi. Odrębną jej częścią jest szeroko pojęta kuchnia rosyjska. Lokal podzielono na dwie części – pierwsza nowoczesna, barowa – druga restauracyjna, klimatyczna. Już na wejściu gości wita obsługa nie posługująca się jednak językiem angielskim, co przy takim menu wydaje się wręcz wymagane. Podane w języku rosyjskim menu zawierało zdjęcia potraw, które można zamówić, co bardzo ułatwiało wybór. Na pierwszy ogień poszły mini gołąbki zawijane w liście z winogron. Dobre i przystawka rzeczywiście była mini. Na główną potrawę wybrałam zupy Kesme i Lagman.

ZUPA KESME

Pierwsza swoje pochodzenie ma w Kirgizji i  jej podstawą jest domowy makaron popularny w  Azji Środkowej. Druga to zupa krymskich Tatarów, gęsta z dodatkiem wołowiny. Obydwie bardzo smaczne i pożywne. Na kolejną potrawę wybrałam sałatkę warzywną z kawałkami wołowiny. I tu zaskoczenie, potrawa była podana na ciepło. Nie do końca taka wersja mi odpowiadała. Kolację zakończyłam kawałkiem ciasta i szklaneczką piwa. Cena całego posiłku wręcz zachwycająca  – 700 rubli czyli około 50 złotych !! Naprawdę warto.

 

ZUPA LAGMAN

Będąc w Petersburgu postanowiłam też skorzystać z typowego bufetu STOŁOWAJA – uwspółcześnionej wersji baru mlecznego. Jako, że trafiłam do niego koło 16.00 – co jest dość późną porą – nie załapałam się ani na soliankę ani na ucha. Postawiłam więc na tradycyjny gulasz z kaszą, Szybko, syto, niedrogo – ale nie rosyjsko.

SOLIANKA

Nieopodal Petersburga znajduję się miasteczko Puszkin (tutaj do Liceum chodził Aleksander Puszkin i tu powstawały jego pierwsze utwory) znane bardziej z kompleksu pałacowego  Carskie Sioło. Katarzyna I otrzymała ten teren od przyszłego męża Piotra I i rozkazała wybudować park, oranżerię, niewielki pałacyk  i cerkiew, Elżbieta I (córka Katarzyny) rozbudowała posiadłość a dopiero Katarzyna II Wielka ją upiększyła i  zmieniła jej styl. Carskie Sioło to ostatnia siedziba cara Mikołaja II, który spędził tu z rodziną swoje ostatnie chwile. Po odwiedzeniu tego kompleksu przyszedł czas by coś przekąsić. Tym razem nie nastawiałam się na nic specjalnego, z racji braku czasu. Wybór padł na przydrożny punkt Kebab Haus ( ulica Leontewskaja). Miało być tanio i szybko. W środku jednak duże zaskoczenie bo na pierwszym miejscu solianka – pierwotnie uznawana za zupę rosyjskich chłopów! Zupę podano mi w miseczce z pieczonym chlebkiem typu pita, na „srebrnej” tacy. W końcu miejscowość zobowiązuje. W smaku zupa przypominała połączenie ogórkowej z pomidorową. Bogata w smaki, z dodatkiem oliwek, mięsa, słoniny, kapusty i śmietany. Gorąca i  pożywna. Cena też przystępna bo około 10 złotych.

 

UCHA

Petersburg mnie zachwycił pod wieloma względami. Przepiękna architektura, fantastyczne teatry, balet, światowej sławy Ermitaż, no i kuchnia ! Niezbyt wyszukana, prosta, smaczna i niedroga. Zapewne nie udało mi się spróbować jeszcze wielu smaków kuchni rosyjskiej ale wiem, że chętnie wrócę po nie w te rejony. Przyszedł czas pożegnać się z tym miastem i udałam się na ostatnią podróż na lotnisko Petersburg – Pułkowo.  I właśnie tam na pożegnanie czekała na mnie ucha, za którą to schodziłam miasto i tylko wzdychałam, że już nie ma. Nie zważając na lotniskowe ceny musiałam ją spróbować. Jej nazwa pochodzi od słowa jucha co oznacza wywar. Przygotowywana jest z różnorodnych, szlachetnych ryb słodkowodnych, takich jak: szczupak, pstrąg, sandacz. Ale tyle jest jej rodzajów ile gospodyń.  Podana w bulionówce miała wyczuwalny rybi posmak i duża ilość mięsa.  Bardzo smaczna.  Moja przygoda w Wenecji Północy zakończyła się bardzo smacznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *