Rok 2021 dobiegł końca. To kolejny, który zapowiadał się podróżniczo bardzo niepewnie – lockdowny, ograniczenia, wprowadzane systematycznie szczepienia nie pozwalały na swobodną realizację założonych wcześniej planów. Jaki więc był? Co udało się zobaczyć ? Co mnie zaskoczyło? Zapraszam Was na podróżnicze podsumowanie roku 2021.
Słoneczna zima.
Tradycyjnie od kilku lat staram się po Nowym Roku uciekać w stronę słońca. Taka metoda na podładowanie życiowych baterii. Nie inaczej miało być tym razem. Chociaż zaczęło się bardzo nieciekawie – kilkakrotna zmiana terminu wylotu i na koniec przesunięty termin ferii zimowych! Na szczęście udało się i ruszyłam w stronę maltańskiego słońca.
Jeśli jeszcze tu nie byliście to gorąco polecam. Ta mała wyspa jest doskonale skomunikowana i przez tydzień udało mi się zjechać ją wzdłuż i wszerz łącznie z pobliską wyspą Gozo. Wybitnymi znawcami tego terenu jest Rude i Czarne, u których znajdziecie mnóstwo podpowiedzi. U mnie polecam dwa wpisy: o kolorowych łódkach i atrakcjach Bugibby i Qawry.
Słoneczna zima pojawiła się również w Polsce. Może nie tak ciepła ale na tyle przyjemna, że udało mi się zobaczyć, spowite w delikatnych promieniach słońca, opactwo cystersów w Lubiążu i Henrykowie. W pierwszym przypadku możliwe już było zwiedzanie z przewodnikiem, albowiem muzea po dłuższej przerwie udostępniły swoje zbiory odwiedzającym.
Wykorzystałam ten fakt również w moim mieście i odwiedziłam Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy. Niby dobrze mi znana tematyka, ale za każdym razem udaje mi się odkryć coś nowego. Tym razem były to gmerki kamieniarskie na późnogotyckim portalu prowadzącym do Sali Rajców. Po więcej informacji na temat Muzeum Dawnego Kupiectwa odsyłam do strony.
Dolnośląska wiosna
Wiosna nie nastrajała podróżniczo pozytywnie. Musiałam znaleźć jakieś ujście dla mojego wrodzonego włóczęgostwa i postawiłam na najbliższą okolicę. Śmiało mogłabym ten czas określić „Śladem zapomnianych zamków i pałacyków na Dolnym Śląsku”. Z tygodnia na tydzień odkrywałam nowe miejsca i miałam wrażenie, że ilość tego typu zabudowań nie ma na tym terenie końca. Poznałam Piotrowice Świdnickie, Gałów, Samotwór, Mrozów, Mściwojów, Roztokę i Ścinawkę Górną, w której znajduje się przepiękny, odrestaurowywany zamek Sarny.
Do tego doszły dwa fantastyczne wiatraki w Gogołowie i Komorowie, zagospodarowane dzisiaj na obiekty usługowo – mieszkalne.
Przez chwilę zagłębiłam się również w historię rodziny Richthofen, z której pochodzi, mieszkający przez jakiś czas w moim mieście, Czerwony Baron – as niemieckiego lotnictwa z okresu I wojny światowej. Odwiedziłam miejsce jego zamieszkania i odkryłam zapomniane Mauzoleum rodu Richthofenów w Rogoźnicy .
Podróżnicza wiosna była bardzo kolorowa. Ekslorowałam Arboretum w Wojsławicach, gdzie odnaleźć można kolekcje narodowe różaneczników, liliowców, bukszpanów czy piwonii.
Pełne barw są też kolorowe podwórka na Nadodrzu we Wrocławiu, przy ulicy Roosevelta. To genialna inicjatywa mieszkańców tego rejonu, którzy z zaangażowaniem wzięli udział w projekcie „Podwórko nasze atelier”. Za pędzle chwycili wszyscy, bez względu na wiek czy umiejętności. W ten sposób powstały pejzaże, portrety, rzeźby, płaskorzeźby i inne trójwymiarowe formy.
Wiosenną wisienką na torcie okazały się dwie wyprawy. Pierwsza do, wymarzonego od jakiegoś czasu, Muzeum Wsi Opolskiej. Z racji tego, że uwielbiam skanseny, to miejsce musiałam zobaczyć. Niezwykle ciekawe w zwiedzaniu było to, że co jakiś czas przy dawnych obiektach były osoby, które przybliżały historię czy tradycje danego miejsca.
Uciekając od miejscowych ruin, podążyłam w stronę wielkiego miasta. I nie nastawiałam się na jakieś szczególne zwiedzanie, bardziej na przypomnienie sobie najważniejszych punktów na mapie Krakowa. Był Barbakan, Rynek, Muzeum Krakowa – Rynek Podziemny, Wawel, Kaplica Zygmuntowska i niezwykle klimatyczne Krakowskie przedmieście. Do Krakowa będzie trzeba jednak wrócić.
Podróżnicze lato!
Lato to dla mnie czas wypełniony podróżami! W domu bywam gościem, przepakowując walizki i dalej w drogę. Pomimo wielu niepewności, dynamicznie zmieniających się obostrzeń, letni czas spędziłam niezwykle intensywnie.
Były wyjazdy zagraniczne i mnóstwo wypraw po Polsce. Wojaże rozpoczęłam od małego odpoczynku, ale też zwiedzania Tunezji. Poznałam tunezyjskie Santorini i starożytne termy Antoniusza.
Po odwołaniu lotu do kolejnych destynacji ruszyłam na podbój Sardynii i Korsyki, dwóch wysp, które kojarzę z postaciami historycznymi. Na Sardynii odwiedziłam m.in dom, w którym ostatnie lata swojego życia spędził Giuseppe Garibaldi – włoski rewolucjonista i bojownik o zjednoczenie Włoch. Niezwykle interesującą wioskę Orgosolo – zwaną też wioską bandytów lub wioską murali. Po drodze towarzyszyły mi tajemnicze budowle, pamiętające czasy okresu epoki brązu. Sardynia okazała się niezwykle intrygującym terenem, skrywającym nie tylko ciekawe historie, ale i zachwycające zjawiska przyrodnicze, do których zaliczyć możemy Grotę Neptuna.
Ostatni zagraniczny wyjazd nie był palowany. Jednak skoro natrafiła się okazja to trzeba było korzystać. Wyspy Zielonego Przylądka ponownie, powoli, otwierały się na turystykę. Na najchętniej odwiedzanej wyspie całego archipelagu – SAL, działalność otworzyło jedynie 5 hoteli (sierpień 2021). Trochę obawiałam się nudy, ograniczeń ale wyjazd pozytywnie mnie zaskoczył. Przystań rybacka i miasteczko Palmeira, solankowe baseny, obserwacja składania jaj przez żółwie Caretta Caretta, zatoka rekinów, trasy off road – to nie wszystkie atrakcje, jakie oferowane były turystom. Jak na tydzień czasu było mega intensywnie!
Pomiędzy zagranicznymi wojażami odkrywałam kolejne zakątki Polski – Wizyta na Warmii i Mazurach, zapoznanie się z zamkami i pałacami południowej Wielkopolski i tradycyjnie odkrywanie kolejnych tajemnic Dolnego Śląska – od kopalni złota w Złotoryi, przez sztolnie w Osówce i oczywiście posiadłości znamienitych rodów, skupione m.in na terenie Kotliny Kłodzkiej.
Jesień pełne niespodzianek.
Jesienią zazwyczaj zwalniam z podróżami, wszak wracam do pracy. Jednak jesień 2021 zaskoczyła mnie ilością wyjazdów. Większość organizowana spontanicznie i wszystkie udane.
Pomimo tego, że do zagospodarowania miałam jedynie weekendy udało mi się wybrać do Niemiec, Austrii i Czech. W Niemczech odwiedziłam m.in Berlin jednak zdecydowanie zachwycił mnie Poczdam, a to ze względu na miejsce, gdzie odbyła się ostatnia konferencja pokojowa po II wojnie światowej – pałac Cecilienhof.
Podróż do Austrii skrywała jedno z moich marzeń – zobaczyć urokliwe miasteczko Hallstatt, znajdujące się w regionie, który trafił na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Polecam również wizytę w pobliskiej kopalni soli, pamiętającej czasy prehistoryczne. Nie poprzestałam tylko na tym miejscu. Dołożyłam krótką wizytę w Salzburgu, mieście kojarzonym z wybitnym kompozytorem Wolfgangiem Amadeuszem Mozartem.
Wybierając się do Czech postawiłam na czeskie Morawy, Podróż rozpoczęłam od tajemniczego szpitala w Kuks, który swoim wyglądem przypomina pałac. Velké Losiny i sądy nad czarownicami, Ołomuc – historyczna stolica Moraw, Brno – drugie co do wielkości miasto w Czechach, to tylko niektóre z miejsc jakie udało mi się odwiedzić. Czechy zaskakują mnie za każdym razem i wiem, ze niejednokrotnie tu jeszcze wrócę.
Nie obyło się bez wycieczek lokalnych, znowu „Szlakiem zapomnianych zamków i pałacyk Dolnego Śląska”. Poznałam między innymi wyjątkowy, jedyny na Śląsku zamek wybudowany na planie koła w Owieśnie. Szczególnie natomiast utkwił mi w pamięci pochodzący z początku XX wieku pałac w Dobrocinie. Dziś świeci pustkami i jest w złym stanie technicznym, chociaż jego położenie i wygląd jest niesamowite! Do tego przepiękne ruiny kościółka/ kaplicy na pobliskim wzgórzu! Miejsce z olbrzymim potencjałem.
Podsumowanie
Podróżniczo to był bardzo dobry rok. Co prawda, po raz kolejny, nie udało mi się zrealizować jednego z moich marzeń (Iran), ale ilość odwiedzonych miejsc bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wierzę w to, że nadchodzący 2022 będzie równie udany i pozwoli odkryć mi kolejne magiczne miejsca.
Jak zawsze, bardzo inspirujący i konkretny tekst!